czwartek, 25 kwietnia 2013

Prolog

Ulewa, lejąca się jak z wiadra,  pioruny, które co chwila rozbłyskują się na niebie,  tworząc jasną,  ognistą łunę. Młoda dziewczyna na ulicy mokrego Londynu, niosąca w papierowej torbie śnieżnobiałą suknię ślubną.
Zmarznięta, zmoknięta od stóp do głowy postanowiła przeczekać burzę u przyjaciela swojego narzeczonego, bo właśnie do jego mieszkania miała najbliżej.
Stała na klatce schodowej cała w lepkich kroplach deszczu. Na zewnątrz burza rozszalała się jeszcze bardziej.
- Margaret, co tutaj robisz? - ciemnoskóry Anglik z nagim torsem wyłonił się z wnętrza.
- Byłam kupić sukienkę na ślub, już wracałam, kiedy ta straszna burza mnie dopadła. Theo, mogłabym się u ciebie zatrzymać?
- Co to za pytanie,  wejdź. - ruchem ręki zaprosił ją do środka. - Gdzie Olivier? Nie poszedł z tobą? - zawołał z głębi kuchni, podczas gdy Margaret rozgościła się w salonie.
- Przecież wiesz,  że pan młody nie może zobaczyć panny młodej w białej sukni przed ślubem. - zaśmiała się i usiadła na czarnej kanapie, odkładając na podłogę zakup. - To przynosi pecha.
- A no tak. Zapomiałem. - wyłonił się z kuchni,  niosąc gorącą herbatę z cytryną. Uśmiechnął się,  siadając obok. Nadal ubrany był tylko w sprane dżinsy.
Theo nie pozwolił na to by Margaret marzła w swoich mokrych ubraniach i rozchorowała się na własny ślub, który miał odbyć się już za tydzień. Ofiarował jej swój szlafrok, w który przebierała się w łazience.
Przewiesiła przemoczoną bieliznę, dżinsową spódniczkę oraz T-shirt przez kabinę prysznica i wyszła okryta szarym,  sięgającym do łydek szlafroku.
Theo wstał z sofy wpatrując się z zachwytem w partnerkę kolegi. Wyglądała seksownie w jego szlafroku. Ogarnęła go ochota zobaczenia jej nago. Tu i teraz. Bez zbędnych szmatek. Próbował opanować swoje podniecenie,  lecz siła wyższa wzięła nad nim górę. Mężczyzna zbliżył się do niej odwiązał sznurek odzienia, wyczekując reakcji dziewczyny. Był przygotowny na wszystko. Nawet na uderzenie w twarz. Na to co zrobiła Margaret nie był.
Jasnowłosa zdjęła szlafrok, ukazując przy tym pełne, kobiece krągłości. Stała przed nim zupełnie naga, a ten przełykając ślinę wodził wzrokiem po jej:idealnym ciele. Podszedł tak niebezpiecznie blisko, że na skroni czuła jego przyspieszony oddech. Oczy błyszczały mu z fascynacji i pożądania.
Ogarnięta nagłą potrzebą odpięła zamek dżinsów chłopaka i spuściła na uda. Sama nie wiedziała co robi.
Theo zsunął w ekspresowym tempie bokserki i wyprężył przed nią swoją twardą męskość. Jęknęła z zachwytu, wpatrując się w dowód jego podniecenia.
Wiele się nie namyślając desperacko uwiesiła się na szyję Walcott'a i oplotła nogami jego biodra. Odnalazł jej usta chowające się gdzieś w umięśninym torsie. Wpił się w jej wargi, całował zachłannie,  brutalnie i z żądzą. Odchyliła tułów w tył, a chłopak dłońmi pieścił jej piersi, które pod wpływem jego dotyku uniosły się,  a sutki ztwardniały.
Powoli przesuwał dziewczynę coraz niżej i niżej po brzuchu aż dotarła do rozgrzanego czubka. Wziął ją mocno za pośladki i pchnął szybko,  energicznie. Z każdym uniesieniem Margaret coraz bardziej jęczała. Theo przeniósł dziewczynę na wielkie łóżku, opierając na nią cały swój ciężar. Wszedł w nią jeszcze głębiej. Pchnął mocniej i zachłanniej. Połączyli się nierozerwalnym węzłem.
Wysunął się delikatnie z kobiety i wpatrywał się w jej oczy pełne strachu i wyrzutów sumienia.
Wyszła z transu i przyjemności w jakiej tkwiła, zdając sobie sprawę z tego co właśnie uczyniła.
- My... My nie powinniśmy byli. - wyszeptała i odsunęła go od siebie.
   Odgarnęła włosy z twarzy,  niemalże biegnąc w stronę łazienki. Ubrała się w swoje mokre ubranie, a do pomieszczenia wszedł Theo.
- To nigdy nie powinno się zdarzyć. - powiedzieła próbując wyjść,  gdy mężczyzna zagrodził jej przejście.
- Olivier się nie dowie. - popatrzył na nią przekonywująco. Powoli wsuwał swą delikatną dłoń za spodnie dziewczyny. - Zostań jeszcze. - szepnął jej do ucha.
Krzyknęła z rozkoszy, gdy zmysłowo pieścił jej kobiecość. Opamiętała się szybko i wybiegła z mieszkania przyjaciela Oliviera.
Szła ulicą bijąc się ze swoimi myśllami. Burza jeszcze nie ustąpiła,  ale to już nie miało znaczenia. Jak mogła to zrobić? Jak mogła zdradzić swojego przyszłego męża z jego kolegą z klubu?! Nienawidziła siebie,  nie wiedziała co zrobić. Chciała jak najszybciej zapomnieć o tym co wydarzyło się przed chwilą. Musi zapomnieć. Raz na zawsze. Nie może zburzyć tym przyszłości z miłością swojego życia. To był tylko jeden taz. Jeden nic nie znaczący numerek.

 Witam wszystkich bardzo serdecznie! Przeczytałyście właśnie prolog,  któty wcale mnie nie zadowala, z resztą tak jak i moja dziwna "twórczość", której raczej nie wypuszczam poza własny komputer. Nie mam talentu pisarskiego, ale uwielbiam to robić,  więc nie zrezygnuję z tego nawet po najostrzejszych słowach krytyki. Wręcz przeciwnie!. Krytyka bardzo mile widziana! Chcę wiedzieć co muszę poprawić,  aby się rozwijać.
Pozdrawiam was serdecznie i do następnego :)